Budynki posadawia się przeważnie poniżej tzw. strefy przemarzania. Jej głębokość jest w naszym kraju zróżnicowana - w zachodniej części wynosi ok. 0,8 m, w centralnej i w większej części wschodniej - 1-1,2 m, a w polskim "biegunie zimna", w okolicach Suwałk, nawet 1,4 m.
Taki sposób budowy wynika to z tego, że zamarzający grunt zwiększa swoją objętość, co może skutkować pękaniem fundamentów i ścian. Dotyczy to jednak tylko tzw. gruntów wysadzinowych, zawierających duże ilości drobnych cząstek. To głównie grunty gliniaste oraz z domieszkami organicznymi (np. torf).
W przypadku gruntów niewysadzinowych, np. grubego piasku czy żwiru, budynek można bez obaw posadowić płyciej - 50-60 cm poniżej poziomu terenu. Choć w Polsce dominują grunty niepowodujące wysadzin mrozowych, płytkie posadowienie nie jest zbyt popularne. Z czego to wynika? Przede wszystkim, większość inwestorów nie zdaje sobie sprawy z takiej możliwości. Poza tym, na potrzeby płytkich fundamentów, trzeba zrobić wiele próbnych wykopów, ponieważ grunt może być inny nawet w odległości kilku metrów, pomiędzy krańcami budowli.
Tymczasem płytsze fundamentowanie to nie tylko oszczędności (tym większe, im większy jest budynek), ale i mniejsze ryzyko podmywania w miejscach, w których poziom wód gruntowych okresowo się podnosi.